Fetysz mamy – W pokoju pospiesznie otworzyliśmy walizki w poszukiwaniu strojów kąpielowych i innych akcesoriów plażowych. Nie wiedziałam, czego potrzebujemy.
- Mamo, gdzie się przebrać? – co? – zapytała córka wyciągając bikini z torebki.
- Nie wiem. Załóż strój kąpielowy pod sukienkę, zabierz ze sobą zmianę.
Biegaliśmy, zbieraliśmy się, chodziliśmy i po pół godzinie byliśmy prawie gotowi. Chłopcy musieli czekać tylko pięć minut. Zauważyłem, jak Wołodia kiwnął głową z aprobatą, patrząc na przewiewną lekką sukienkę na Anechce. Jednak moje krótkie spodenki i obcisła koszulka również zgromadziły dość uważne spojrzenia.
Chłopcy byli Czarujący, że jak na ich wiek było to nawet niezwykłe — takie dokładne podejście zwykle można zauważyć u mężczyzn po 30. Anka rozmroziła się i również skąpała w ich uwadze i komplementach, bo w końcu byli ledwie starsi od niej. Umięśnione, ładne, młode-cudowne Towarzystwo, pomyślałam.
Po zakupie i opalaniu głodowaliśmy.
— Już się pakujmy — powiedziałam. – już czas na obiad, a w ogóle nie ma już siły. Zbyt wiele wydarzeń na jeden dzień. Córko, idziemy się przebrać.
Po wstaniu z maty podniosłam torbę i poszliśmy do kabiny na plaży. Moja córka marudziła o tym, czego chce w McDonald ’ s, a ja myślałam, jak kontynuować wieczór z chłopcami, żeby nie stracić nastroju.
- Żadnego McDonalda – powiedziałam surowo. – Jest południe, owoce, zdrowe odżywianie.
Anka napompowała usta i zamilkła, grzebiąc w torbie. Starając się nie dotykać ścianek ciasnej kabiny, ściągnąłem mokry strój kąpielowy i zacząłem zakładać Stanik. Anka wciąż grzebała w torbie.
- Mamo?
- Co?
- Zapomniałam o zmianie.
Balbeska, pomyślałam, ale nie powiedziałam głośno.
- O czym w ogóle zapomniałam — i majtki, i stanik?
- Uh.
- Rozciągnij sukienkę i idź tak, dobrze.
Wróciliśmy do maty, spakowaliśmy ją i inne akcesoria do torby.
- Chłopcy, a rynek jest daleko? Chcę świeżych owoców na obiad.
Chłopcy posłusznie zaczęli mówić, jak iść na rynek i co tam brać-nie brać. Potem zaproponowali, że nas tam zaprowadzą i zgodziłam się. Moja córka pociągnęła mnie za rękę, przypominając o swoim problemie, ale spojrzałam tylko na nią ściśle, mówią, że to moja wina, teraz cierpieć.
Południowi sprzedawcy na rynku są bardziej irytujący niż Południowe komary. Ledwo od nich walczyliśmy i zmęczeni ciągnięciem nóg wróciliśmy do sanatorium.
- Och, tak przy okazji – krzyknął nagle Andrzej wskazując na jakieś ogrodzenie obok nas. Tu jest delfinarium!
Wciągnął kilka cegieł do ogrodzenia, stanął na nich i wyciągnął się, patrząc przez krawędź.
- Ich basen jest tutaj!
Zza ogrodzenia naprawdę pachniało słoną wodą. Podeszłam i stanęłam na palcach na cegłach, ale do krawędzi nigdy nie sięgnęłam. W tym samym momencie otaczający mnie chłopcy bezczelnie złapali mnie za ramiona i za tyłek i podnieśli. Patrzyłam przez płot na duży niebieski zbiornik wodny, w którym bawiły się delfiny, i cieszyłam się raczej silnymi uściskami młodych męskich ciał niż tym widokiem.
- Anh, spójrz, jaka Klasa! Skinęłam głową córce, wychodząc z męskich rąk. – Pomóżcie, chłopcy.
- Nie! Nie! – Próbowała ich odeprzeć, ale zmierzyłam ją surowym spojrzeniem i zmniejszyła zapał.
- Daj mi cię na szyję-powiedział dobrodusznie Gena za jej plecami i nie czekając na pozwolenie, silnym szarpnięciem uniósł ją za talię, uniósł nad sobą i wsunął głowę prosto między nogi.
Uśmiechnęłam się do siebie. MMM, chciałbym to zrobić. Ale Anka drżała, jakby chciał ją zjeść.
- Uspokój się, bo cię upuści! – odgarnęłam ją. – Popatrz i to wszystko, nic takiego. Trzymaj ją mocno, Gen, to moja Najcenniejsza córka, nie mam innej.
Gena poprowadził ramionami, siadając Anka mocniej, ale ta nie bardzo pomagała. Gena nagle zamarł, jego oczy rozszerzyły się. Pewnie pociągnęła go za włosy, pomyślałam.
- Aniu, widzisz Delfinki? – co? – zapytałam.
- Widzę, Widzę, puść już-nie siedziała.
- Puść ją, dobra – pogłaskałam faceta po ramieniu. – Widzisz, ona Ci nie ufa. Ostrożnie, ostrożnie.
Spuścił ją na ziemię, a ona wstydliwie odbiła się od niego. Poszliśmy do przodu. Trzech facetów szło z nami, czwartego nie było widać. Nagle koło nas zahamował samochód.
- Hej, chłopcy i dziewczęta, siadajcie!
Z samochodu machał nam Wołodia, właśnie czwarty nasz znajomy.
- Super! nie sądziłam, że masz samochód. Mam zmęczone nogi.
- Panie do przodu – powiedział Gena i otworzył mi drzwi frontowe. Schyliłam się, siadając.
- Mamo, gdzie ja jestem? – co? – zapytała Anka za moimi plecami.
Pomyślałam: no tak, jest nas sześciu, wszyscy się nie zmieszczą.
- Usiądź na rękach kogoś, kogo lubisz najbardziej.
-Nie-jęknęła. – Może ktoś na piechotę chce iść?
Chłopcy kręcili głowami i zaczęli namawiać ją do jazdy. Najwyraźniej chcieli usiąść na kolanach. Rozproszyłem się, budując Oczy Wołody i ustawiłem nogi tak, aby kolana wyglądały tak atrakcyjnie, jak to możliwe. Na tylnym siedzeniu w międzyczasie doszło do jakiegoś zamieszania i wtedy Gena głośno powiedział:
- Jesteśmy gotowi, chodźmy!
Odwróciłam się: Anka siedziała na jego kolanach, odwróciła się niezadowolona i jednocześnie odpychała jego ręce, którymi starał się objąć ją w talii. Gena wkrótce poddał się i usunął ręce.
Odwracając się, rzuciłam wzrok w lustro. Jeśli trochę się odchylisz, to mogłem zobaczyć oczy mojej córki. Starannie przedstawiała nieznośną udrękę. Ja pierdoliłam — wtedy będziesz wspominać za moich lat, jak miło jest, gdy faceci biorą na rączki, głupku.
Samochód pojechał i rozpocząłem kolejną rozmowę, patrząc na drogę, a potem w lustro. Moja córka wciąż budowała z siebie męczennika, walcząc z męskimi rękami i starannie zaciskając usta, a dopiero po pięciu minutach nagle przypomniałem sobie, w czym ma problem. Rozciągając się na siedzeniu, spojrzałam na jej kolana. Anka siedziała tyłkiem na rąbku swojej sukienki, ale nie miałam wątpliwości, że Gena doskonale czuje, że pod sukienką nic nie ma.
Wydawało mi się, że nawet włożył tam ręce, ale nie było to jasne w lustrze. Odwróciłam się i poczułam, że Gena drgnęła, chowając rękę.
- Jak tu, w ciasnocie, a nie w urazy?
— Tak-uśmiechnęli się głupio wszyscy trzej faceci. Ania milczała
— Już prawie przyjechaliśmy-odezwał się Wołodia z fotela kierowcy.
Rozładowaliśmy się w sanatorium, Wołodia wyjechał zaparkować samochód, a chłopcy i ja poszliśmy do windy. Pożegnaliśmy się z pokojem, umówiliśmy się jutro gdzieś pójść.
Już w pokoju Anka rzuciła się do Walizki i wyciągnęła z niej czyste białe majtki w żółty kwiatuszek. Patrzyłam sympatycznie, jak szybko je ciągnie:
- Łapali Cię?
-N — nie-mruknęła córka, szarpiąc sukienkę. – Wcale nie.
Jadąc razem rano w kawiarni sanatorium, przygotowaliśmy plan wydarzeń na dziś. Wołodia obiecał pokazać mi drogę do lokalnego centrum handlowego, a Anya i chłopcy pojadą samochodem do botsad, aby zobaczyć kwiaty i Drzewa.
W drodze do sklepu swobodnie kusiłam Wołodię. Uwielbiałem patrzeć, jak się rumieni, gdy biorę go za rękę lub pod rękę, jak się robi, jeśli pytam go o to, czy ma dziewczynę w swoim mieście, czy w ogóle o kontakt z dziewczynami.
W centrum handlowym podobał mi się sklep z ubraniami i wszedłem do kabiny, aby zmierzyć sukienki i spódnice. W każdej nowej sukience wyskakiwałam zza zasłony i domagałam się jego krytycznej opinii. Odpowiadał głównie komplementami, jednocześnie starając się nie powtarzać. Kiedy kolejna krótka spódniczka otrzymała jego aprobatę, wciągnęłam go do kabiny:
- Potrzebuję twojej pomocy!
- Co? – On jest zdezorientowany, rozglądając się w kabinie. – Jaka pomoc?
— Taki.
Przytuliłam go, przytuliłam do siebie i pocałowałam. Najpierw zwlekał, a potem namiętnie odpowiedział na pocałunek. nagle poczułam jego gorące dłonie w talii, pod koszulką, już pod samą piersią. Nie tracąc ani chwili, odwróciłam się w jego ramionach plecami i sama położyłam jego dłonie na piersiach pod koszulką. Odsunęła Tyłek, naciskając na jego uda i czując przez warstwy tkanki jego napięty członek. Wołodia zmiażdżyła moje piersi i ugryzłam wargę, żeby nie jęczeć. Moje podniecenie już dawno mnie zniszczyło, nie mogłam dłużej znieść.
- Szybko-szepnęłam. – mamy tylko kilka minut, zanim nikt nie zauważył.
Położyłam rękę za plecami i wsunęłam się prosto w jego szorty, pod gumkę majtek. Obejmowała dłonią pień członka, pociągnęła do siebie i zdjęła dłoń. Tak, trudno było nie zrozumieć takiej aluzji. Poczułam, jak podciąga moją spódnicę, ściąga mi Majtki do kolan i rozpina szorty. Po chwili jego ręka zanurkowała mi między nogami, jakby badała, czy dostatecznie się tam nawodniłam. Zadowolony z wyniku, przyłożył penisa do moich intymnych gąbek i nacisnął.
Lekko chuchnęłam, wyginając biodra i opierając się na jego sprężystym pręcie. Wołodia przycisnął mnie do chłodnej ściany kabiny i zaczął ostro pieprzyć, pompując kutasa, wbijając go z całą siłą swoich mocnych bioder i nóg. Najpierw zagryzłam wargę i starałam się nie jęczeć, a potem złapałam jedną z jego dłoni i sama zacisnęłam nią usta. Voloda uwielbiał tę grę i zacisnął mi szczęki, jakby sam siłą nie pozwalał mi wydawać dźwięku.
Podniecenie narastało bardzo szybko. Moje ostre Sutki przez materiał koszulki ocierały się o ścianę kabiny, wijąc się pod presją silnego męskiego ciała, ciesząc się każdą chwilą tego szybkiego seksu. I zaraz skończyłam. Wołodia nie kazał czekać i skończył we mnie dosłownie po kilku sekundach, więc poczułam jego gorący płyn drżącymi ścianami.
Wypuścił mnie, włożyłem majtki i pocałowałem go. Kolana drżały, w oczach była mała mgła. Nie wypuszczając faceta z kabiny, przebrałam się przed nim w sukienkę, poprawiłam majtki i wyszłam, wybierając dwie sukienki do kupienia. Wołodin oczy świeciły pasją i przyjemnością, z dumą prowadził mnie po sklepie, trzymając za rękę.
Pozostali chłopcy zadzwonili do nas i wysłali Borysa, aby odebrał nas w sklepie. Gena, Andrzej i moja Aneczka wrócili już do sanatorium. Ponownie usiadłem na przednim siedzeniu, Boris przesunął się do tyłu, a Wołodia usiadł za kierownicą. W delikatesach zatrzymali się, żeby kupić alkohol na wieczór.
- Siedzę tu, dobrze? – co? – zapytałam wyciągając nogi wygodnie. – Jestem zmęczona.
Chłopaki skinęli głową i poszli do sklepu. Siedząc trochę, zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu gumy lub wody — gardło wyschło. Otworzyłam Schowek.
Na kartkach i mapach w schowku leżały zmięte Majtki. Eleganckie białe dziewczęce majtki w żółty kwiatuszek.
Pospiesznie przeniosłam je do torebki i zamyśliłam się. Kiedy wróciliśmy do pokoju, ania nigdy nie oglądała telewizji.
- Jak botsad, podobało ci się? – co? – zapytałam.
- Tak, Super.
- Co tam było?
- Cóż, mamo-kwiaty, krzewy, trawa. Piękny. A co?
- Nie, nic.
Milczyłam.
- Pojedziesz gdzieś z chłopcami?
- Tak, jutro zapraszają na wodospad – powiedziała, nie odwracając wzroku od ekranu.
- No dobrze.
I dyskretnie przeniosłam znalezione majtki z torebki do torby w brudnej bieliźnie.