Miarowy stukot kół z głuchym metalicznym łoskotem płynnie rozprzestrzeniał się po wnętrzu wagonu. W czwartym przedziale licząc od końca pociągu, pochylony nad gazetą siedział mężczyzna w wieku około lat 30, brunet. Jego łagodne niebieskie oczy kontrastowały z szorstkością dwudniowego zarostu, który pokrywał twarz. Współpasażerowie, ludzie anonimowi jakich wielu przemierza pociągami kraj wzdłuż i wszerz, zajmowali wszystkie inne miejsca w przedziale. Każdy z nich miał swój cel i każdy miał swoje myśli, którymi zaprzątał sobie głowę. Charakterystyczny dźwięk odsuwanych drzwi rozerwał ciszę w jakiej podróżowali i w wejściu ukazała się sylwetka konduktorki.
– Dzień dobry, proszę przygotować bilety do kontroli – jej delikatny głos wspaniale współgrał z fizjonomią twarzy i zgrabną sylwetką, toteż nasz bohater dłużej niż było to konieczne zawiesił na niej wzrok.
A było na czym zawieszać: dość młoda, mogła mieć co najwyżej 28 lat, zgrabna konduktorka, była blondynką o zielonych oczach. Mogła się podobać, zwłaszcza w dopasowanym, elegancko podkreślającym jej sylwetkę mundurze. Oczywiście każdy zwracał uwagę na co innego, nasz bezimienny bohater zawsze kierował swój wzrok ku nogom, a jeszcze chętniej dopełniającym ich piękna stopom. W tym przypadku mógł co najwyżej stwierdzić, że delikatna mgiełka czarnych rajstop (a może pończoch?) dodawała niezwykle zgrabnym nogom niesamowitego wdzięku. Zaczął sobie wyobrażać jaki kształt mają palce u stóp, tkwiące w tej chwili w czarnych balerinach z lakierowanej skóry. Wolał by oczywiście widzieć ją w szpilkach, lecz rozumiał, że praca na nogach po kilkanaście godzin wymagała kompromisu pomiędzy wyglądem a praktycznością. Z zadowoleniem jednak stwierdził, że jej łydki również w butach na płaskim obcasie prezentują się znakomicie. Podał jej bilet z trudem odrywając wzrok od stóp i ujrzał jedną z najpiękniejszych twarzy jakie w życiu było dane mu oglądać. Hipnotyzujące zielone oczy, zgrabny nos i pełne, zamykające cudowną całość, usta robiły piorunujące wrażenie. Ze zdziwieniem i lekkim wstydem zarejestrował, że dokładnie wyczuła jego wzrok, komentując to jedynie nieznacznym uśmiechem.
– Czy widziała jak patrzyłem na jej nogi i stopy? – zadał sobie w myślach pytanie.
Kiedy opuszczała przedział zerknął w kierunku podłogi raz jeszcze i z radością zauważył, że podeszwy jej butów nosiły znamiona silnego zużycia. Była to dla niego wspaniała obserwacja bo jako fetyszysta damskich stóp przede wszystkim cenił sobie ich silny zapach. Wiedział, że od teraz, choć może jej już nigdy nie ujrzy, będzie myślał o tym jak bardzo chciałby je powąchać, jak bardzo chciałby klęknąć przed jej pięknem i oddać hołd na jaki zasługiwały. Miewał w życiu wiele takich fantazji więc i ta nie była niczym dziwnym, ot dobra myśl na długą jeszcze podróż.
Nocny pociąg minąwszy semafory wyjazdowe ostatniej stacji przed dłuższą jazdą powoli począł nabierać prędkości. Piękna studentka, która ku jego uciesze bawiła się swoim butem na wysokim obcasie, wysiadła przed chwilą, wraz ze starszym Panem oraz jego wnuczkiem. W przedziale pozostał on, kobieta w okolicach czterdziestki ze stopami jak z horroru oraz młody chłopak, który od początku podróży interesował się jedynie graniem na swoim PSP. Kołysanie składu na krzywiźnie polskich torów oraz miarowe stukanie zestawów kołowych na łączeniach szyn wprawiały go w błogi nastrój. Posortował w swojej głowie myśli o szpilkach studentki i spoconych stopach pani Konduktor. Zwrócił również swoją uwagę na to, że stukanie zawsze go uspakajało, co prawda pociąg to nie kobieta na obcasach, lecz dawało mu to jakiś komfort, którego podłoża nie był wstanie odkryć. Świat w przedziale, podobnie jak ten za oknem, umknął mu z przed oczu i nasz bohater zapadł w sen podróżnika, czujny aczkolwiek wystarczający do wypoczynku. Przez chwilę nawet śnił, że jest ziarnem piasku, które opisywana studentka spotyka na swojej drodze i nawet nie zauważając miażdży z głośnym chrupnięciem pod metalowym flekiem swoich cienkich obcasów. Zawsze lubił ten dźwięk bo kojarzył mu się z dominacja kobiety, z nieuchronnością jej decyzji i z czymś, czego jeszcze nie był pewien. Psycholog może by mu odpowiedział czemu tak było, ale do niego bezimienny bohater nie miał zamiaru się wybrać.
Stanowcze szarpnięcie odrzuciło te myśli i brutalnie przywołało go do rzeczywistości, wybudzony nie mógł zarejestrować, gdzie się znajduje, ponieważ za oknami zalegała gęsta jak mleko mgła. Hałasy sugerowały, że pociąg nadal jedzie, lecz w przedziale był całkiem sam. – Może chrapałem? Albo to ten bigos w dworcowym barze? – Pomyślał z rozbawieniem, po czym uznał, że naprawdę pora poszukać toalety. Nie bez trudu dotarł do celu poruszając się pustym korytarzem, jakość torowiska gwałtownie spadła i gdyby nie relacji pociągu pomyślał by, że wjechali na śląskie tory. Kiedy wrócił z toalety przystanął zaskoczony myślą, że w żadnym przedziale nie widział żywego ducha. Może wszyscy wysiedli, a on został, lecz nie ma w kraju torów postojowych przy końcowej stacji tak odległych, żeby jechali tam tak długo.
Zdecydował, że wróci do przedziału, bo przecież na końcowej stacji i tak by na pewno obudził go konduktor, pokrzepiony taką myślą dziarsko ruszył z powrotem. Jednakże w drzwiach przystanął nieco zaskoczony bo na jego miejscu przy oknie, na siedząco drzemała pani Konduktor. Wszedł cicho do środka i usiadł naprzeciw. Nie podarował by sobie gdyby nie zasilił swojej pracującej wyobraźni widokiem na żywo tych pięknych nóg. Teraz przyglądając się zdecydowanie bliżej widział delikatny materiał jej rajstop ciasno opinający wierzch stopy, na którym wykwitły niczym kwiaty delikatne żyłki, posłańcy zmęczenia. Przyglądał się kształtowi stóp i nóg przez dobra chwilą po czym jego wzrok utkwił w miejscu, gdzie odziane w nylon uda wchodziły pod dolną krawędź podwiniętej spódnicy. Nieco w głębi pomimo niedostatecznego światła majaczył piękny kształt koronki, a więc pończochy! Coś wspaniałego – pomyślał i spojrzał na jej twarz. To było jak cios, poczuł się jak mały chłopiec przyłapany podczas podglądania na basenie. Jej piękne zielone oczy patrzyły z błyskiem wprost na niego, a on nie wiedział co robić i co powiedzieć, bo nie był pewny czy był to błysk rozbawienia czy może gniewu. Jego rogata natura pragnęła poczuć na własnej skórze gniew tej piękności, tym niemniej wstyd jaki odczuwał skutecznie redukował wszystkie myśli gromadzące krew w okolicach krocza.
– Jaaa- tego nie chciałem -. Przepraszam – wydukał bez pomysłu co jeszcze powiedzieć,
– Tak mężczyzna kobiety nie przeprasza – powiedziała swoim stanowczym i zmysłowym głosem i były to jedyne słowa jakie skierowała do niego podczas tego spotkania,
Jeśli wdzieliście kiedyś z jaką prędkością język żaby dopada owada, możecie mieć mgliste pojęcie jak szybko znalazł się na kolanach na podłodze. Klękając opadł głowę obok jej prawej stopy i powiedział trochę pewniej:
– Przepraszam,
Odpowiedzi się nie doczekał, poczuł natomiast na plecach ciężar jej lewej nogi i zarejestrował nieznaczny ruch stopy obutej w balerinkę, która znalazła się teraz pod jego twarzą. Ustami przywarł do zakurzonego czubka buta i zaczął z zapamiętaniem całować jego lakierowaną powierzchnię. Zapach, który wydobywał się z miejsca gdzie but zaczynał się nad palcami odebrał mu resztki władzy nad sobą i zdrowego rozsądku, chciał się jej oddać, całkowicie i właśnie w tej chwili. Zachłannie chwycił jej stopę, lecz skarciła go delikatnym kopnięciem w twarz, spoglądając jej w oczy wiedział już, że musi się wkupić, że musi być uległy żeby posmakować potu, którego, jak przypuszczał w tym bucie nie brakuje. Ona wyprostowała nogę w kolanie i na wysokości jego twarzy ukazała się podeszwa buta. Znoszona czarna podeszwa na której odbił się kształt palców u stóp, zawahał się nieco bo nie chciał tego robić, ale cóż taka była jej wola i tak musiało się stać. Jego język jak zwariowany krążył po szorstkiej i gorzkiej powierzchni starając się zlizać cały brud. Spoglądał na nią, kobietę której nie znał, a która uczyniła z niego swojego niewolnika a z siebie jego Boginię, to było spełnienie jego marzeń, a ona podpierając lekko brodę lewą ręką tylko się uśmiechała. W końcu pozwoliła mu zdjąć sobie buta, którego on łapczywie przycisnął do swojej twarzy. Wnętrze było gorące, mokre od potu i pachniało bardzo mocno, zapachem, którego nie znał, bo chociaż spotykał się z różnymi kobietami, żadnej z nich stopy nie pachniały tak mocno. Intensywny lekko kwaskowaty zapach stopy połączony z zapachem skóry buta. Gdyby miał to opisać powiedział by, że pachniały lekko octem. Nasz bohater był w niebie wylizał całe wnętrze buta czyszcząc je tam gdzie znajdowała się pięta, i przesuwając językiem po nierównościach na wkładce, które pozostawiły palce. Kiedy skończył spojrzał na okrytą czarnym nylonem stopę, która dla niego była synonimem piękna i doskonałości. Idealne palce, cudowna podeszwa i delikatne żyłki tworzyły kombinację wprost z marzeń. Poruszała troszkę palcami, żeby uwolnić uwięziony między nimi zapach, a jednocześnie sprowokować go do wąchania. Udało jej się to po sto kroć bo wchłaniał powietrze filtrowane mocnym zapachem jej stóp najmocniej jak mógł, wąchał tak jakby to za chwile miało się skończyć, aż rozbolały go płuca. Zapach był taki sam jak w bucie tylko dwa razy silniejszy, dla kogoś postronnego te stopy śmierdziały lecz dla niego wydzielały najwspanialszy aromat na świecie, taki w którym chciałby się zatracić bez reszty by poczuć spełnienie swoich fantazji. Był już na skraju wytrzymałości, gdy drżącymi z podniecenia rękami zdejmował jej pończochy. Kiedy mu się to udało rzucił się do lizania jej stóp, jak gdyby była to jedyna istotna rzecz na świecie, długie pociągnięcia językiem od pięt do palców i dokładne czyszczenie przestrzeni między nimi zajęły go bez reszty, podczas tego lizania poczuć potężne mrowienie w okolicach krocza i nie było już mowy o tym, żeby to przerwać. Przeżył najwspanialszy i najmocniejszy orgazm w swoim życiu, nie liczyło się to czy ktoś to będzie widział, nie liczyło się czy będzie miał brudne spodnie były tylko te cudowne stopy i stan świadomości na granicy jej utraty. Świat zawirował i pociemniało mu w oczach. Osunął się bezsiły na siedzenie i zasnął.
Pisk klocków hamulcowych wyrwał go ze snu, spojrzał za okno gdzie skąpany w świetle porannego słońca widniał napis tożsamy z nazwą jego docelowego miasta. W przedziale byli Ci sami ludzie, co wtedy kiedy zasypiał.
– A więc to sen. Mam nadzieję, że nie jęczałem – pomyślał z zażenowaniem okraszonym nutką żalu kiedy uświadomił sobie, że jego spodnie są mocno sztywne w kroku.
Wziął z półki bagaż i przepchał się do wyjścia, a kiedy znalazł się na peronie w drzwiach ujrzał panią Konduktor, coś w jej wyglądzie mu nie pasowało, nosiła wciąż te same buty lecz miała je ubrane na bose stopy, a kiedy podniósł wzrok ich spojrzenia na moment się spotkały, a w tedy ona uśmiechnęła się nieznacznie, jak wtedy w przedziale.
Odebrało mu mowę chciał coś do niej powiedzieć, lecz usłyszał tylko jej mechaniczne:
– 35221, gotów do odjazdu! – i skład ruszył rozpływając się w porannym szczycie.
Uśmiechnął się, włożył plecak i swoim zwyczajem ulokował ręce w kieszeni, gdzie natrafił na coś jedwabiście delikatnego o znajomej szorstkości:
– Niemożliwe – wyrwało mu się.
Nocny ekspres
Posted by